piątek, 7 lutego 2020

To tak dla mnie ;)


W życiu każdego człowieka stąpającego po tym jakże brudnym i zafajdanym zdradą świecie pełnym fałszu i zazdrości przychodzi taki moment, w którym cały ten syf skażony fetorem braku wiary we własne siły zaczyna się wkradać odbierając nam bezpowrotnie spokój i sympatyzm naszej egzystencji. Do świata jednych wkrada się mniej do innych bardziej, a innym zatruwa duszę i przenika przez nich tak bardzo, że smród rozkładających się ambicji czuć w ich głosie i widać go w oczach, które nie mają już sił na wypychanie kolejnych łez goryczy nadających życiu smak rzadkiego gówna rozsmarowanego na kieliszku napełnionego po brzegi wybitnym Don perignon. I wtedy, gdy mamy już dosyć dotychczasowego życia, w tym krótkim i jakże cholernie ważnym momencie, który decyduje o naszej przyszłości bardziej niż inne, tylko od nas zależy czy posmakujemy tego gówna, czy spróbujemy jednak wziąć łyka tylko po to żeby okazało się, że brązowa maź na kieliszku była słodką czekoladą i tylko strach przed triumfem mógł odebrać nam wszystko to, o co prowadziliśmy tak zaciekle walki ze samym sobą i ciekawe w tym wszystkim jednak nie jest to, jakiego wyboru dokonamy, lecz sama ta ulotna chwila, w której czujemy na karku lodowaty oddech przeznaczenia dającego nam do zrozumienia, że nie ważne, co zrobimy i tak będzie tak, jak chce tego, tak samo nieubłagany jak i wielce wątpliwy los zwykłego człowieka wystawionego do próby życia na tym niepewnym niczego świecie. Nawet, jeśli okaże się, że masz jaja i z zamkniętymi oczami i obrzydliwym grymasem na twarzy przyłożysz usta do tego kieliszka czując najprzyjemniejsze rozczarowanie w swoim dotychczasowym życiu to kieliszek po czasie znowu będzie pusty, a w powietrzu znowu rozniesie się znany już smród gnijącego niezadowolenia, tym razem jednak nie będzie szansy na posmakowanie czekolady. Wydaje się, że jedynym dobrym sposobem jest odnalezienie butelki i dolewanie sobie samemu do pustego kieliszka odliczając krople upływającego czasu. Tak. Wtedy delikatnie sącząc z pełnego naczynia możemy pozwolić sobie na długie życie w smaku luksusów. Pytanie tylko gdzie jest owa butelka pełna największego znanego nam do tej pory dobra i czy tak naprawdę właśnie to znajduje się w naszej wysublimowanej wizji idealnego życia.


Wciąż gram w słowa ;) Walczę o najlepsze. Trzymajcie kciuki!

Gams

poniedziałek, 12 marca 2018

Nowe rzeczy!


Witajcie. Tak, Tak, wiem... Trochę mnie tu nie było co? Już wszystko wam tłumaczę, bo powód zaniedbania bloga jest całkiem (przynajmniej jak dla mnie) ciekawy. Po pierwsze, to miałem chwilowy "kryzys twórczy" - wena poszła na daleką wędrówkę wgłąb mojego umysłu, znikając na jakiś czas pośród jego czeluści. Jednak gdy wróciła przyniosła ze sobą ciekawy pomysł, który tak samo jak przy Blitzie, po prostu zacząłem realizować. Otóż zaczęła powstawać druga historia. O dziewczynie imieniem Elif. Całkiem możliwe, że w ten sposób powstanie drugi tom trylogii (Blitz, Elif, a trzecia będzie połączeniem dróg obu bohaterów) do tego jednak jeszcze bardzo, bardzo daleko, więc uznajmy, że to tylko moja fantazja ;) 
Jednak nie tylko to przejawiło mi się w blasku geniuszu, który oświecił mnie, gdy siedziałem już zrezygnowany, ba, wręcz zdołowany brakiem weny. Postanowiłem, że Tropiciel nie będzie lekką, przyziemną fantastyką, jak to wcześniej zamierzałem. Będzie pełny fantastyki. Od Graulów, ogrów, trolli, przez zaklęcia, runy i mikstury, aż po smoki. Będzie to projekt, który będzie wymagał ode mnie zapoznania się z fantastyką w stopniu bardziej niż podstawowym, bo zbyt wiele z tym gatunkiem literackim w swoim życiu, to ja nie miałem. Stawiam wszystko na moją wyobraźnie i kreatywność, z nadzieją, że podołam waszym gustom ;)

Tak, dzieje się dokładnie to co myślicie. Będę pisał dwie powieści na raz. Nie wiem, czy przypadkiem nie wybieram się z motyką na słońce i czy w ogóle podołam dwóm projektom naraz, jednak teraz w tym momencie po prostu tego chcę, więc będę to robił. Mam więc nadzieję, że mi wybaczycie chwilowe nieobecności i dalej pozostaniecie tu razem ze mną tworząc historie Flojda i Neresa.
To, że opuściła mnie wena " pisarska " nie oznacza również, że nic nowego nie powstało. Wręcz przeciwnie. Z długopisem w ręce i krótką chwilą w programie graficznym powstała róża wiatrów, którą tropiciele będą mieli wytatuowaną na przedramieniu. Jest to oczywiście szkic, jeszcze nie dokładnie obrobiony. Dlaczego? a dlatego, że jeszcze wiele ciekawych rzeczy może się przy nim znaleźć, więc dopracuje go dopiero w końcowej fazie książki. Przedstawiam wstępne godło Gildii Tropicieli. 

Pozdrowionka!

wtorek, 6 marca 2018

Taki pomysł!

Witajcie, tym razem krótko i na temat. Rozpoczął się nowy miesiąc, a z nim kolejny czas na realizowanie i spełnianie siebie. Postanowiłem sobie, że raz w miesiącu będę robił podsumowanie i planowanie kolejnych trzydziestu dni. W związku z tym, że na luty postanowień nie było, napiszę o tym co w lutym powstało.
 Najważniejszy chyba fakt, że zamknąłem główny zarys fabuły. Spisałem go i przeanalizowałem pod kątem logicznym jaki i wątkowym. Wygląda na to, że taki już pozostanie do końca, choć nie mogę założyć, że po drodze coś się nie zmieni. Pod kopułą trochę mi się kotłuje, więc pomysłów nie brak :) Kolejną rzeczą, która powstała w lutym jest pomysł na herb(?) Gildii Tropicieli, jednak za jego wykonanie wezmę się dopiero w najbliższym czasie. W poprzednim miesiącu powstało również kilka (ciężko mi zliczyć ile dokładnie w samym lutym) rozdziałów. W każdym bądź razie z dniem dzisiejszym zapisane mam 67 stron.
 Co do planów na marzec, to tak jak wspomniałem zamierzam stworzyć rysunek, który również będę chciał umieścić na okładce książki. Z założenia ma to być rysunek, który będzie znakiem szczególnym gildii, jednak chodzi mi po głowie pomysł, stworzenia jeszcze jakiegoś dodatku do wydania, na przykład właśnie z rysunkami (mapy, postacie, jakieś elementy, przedmioty, które będą nieodzowną częścią tej powieści. Wszystko z ciekawymi opasami), co Wy na to? :) Plany również nie mogą ominąć samego tekstu. Mimo, że pisanie idzie mi całkiem szybko to cele muszą być realne, więc zakładam napisanie przynajmniej dziesięciu kolejnych stron i wprowadzenie kolejnego wątku, o którym oczywiście dowiecie się w swoim czasie.

Tak sobie jeszcze myślę. Może wśród Was jest jakiś cichy artysta, który rysuje?

Trzymajcie się ciepło!


poniedziałek, 5 marca 2018

Gildia Tropicieli

Witajcie. Tym razem powiem Wam coś więcej na temat historii, która powstaje. Oprócz tego, że książka opisuje życie kilku tropicieli, to motywem przewodnim będzie nic innego jak walka dobra ze złem. Po wygranej "Wielkiej Bitwie" z Graulami - bestiami potężniejszymi niż najlepsi rycerze królestwa, o których dowiecie się więcej dopiero z książki,  albo może i nawet stąd - wiele z nich uciekło w odległe rejony gór Kalakasu, gdzie ludzie nie zapuszczali się ze względu na surowy klimat jaki tam panuje. Jak już pewnie się domyślacie, pewnego dnia zło powróci, przesiąknięte pragnieniem zemsty. Co wspólnego z tym wszystkim mają głowni bohaterowie powieści? Co takiego wydarzy się po drodze, że czeka ich najbardziej niebezpieczna przygoda jaką ktokolwiek i kiedykolwiek przeżył? Jeśli tylko chcecie się tego dowiedzieć obserwujcie bloga. Będę starał się, żebyście nie musieli czekać na kolejne posty i publikacje zbyt długo. A teraz kolejna ciekawostka z książki i kolejny raz na zachętę jej fragment... Myślę jednak, że nim przedstawię kolejnego z bohaterów, dobrze będzie powiedzieć coś więcej na temat Gildii Tropicieli. Otóż jest to stowarzyszenie będące pod bezpośrednimi rozkazami króla. Jedenastu wybrańców, wyszkolonych na najlepszych wojowników królestwa Gandii. Rozsiani po całym kraju mają pod swoją opieką osady, w których muszą dopilnować sprawnego funkcjonowania polityki, jak i pilnować porządku oraz bezpieczeństwa. Dodatkowo zobowiązani są do składania comiesięcznych raportów. Zresztą, co ja się będę rozpisywał. Najlepiej będzie jeśli poznacie sprawę z fragmentu, który udostępniam dla Was poniżej. Poznajcie przy okazji Flojda - nowego ucznia Neresa, o którym więcej napiszę w najbliższej przyszłości. 


"...- Po pierwsze musimy zwrócić konia - odpowiedział Neres. - po drugie, skoro masz być Tropicielem, trzeba Cię odpowiednio ubrać. A po trzecie dzisiaj jest dziesiąty dzień miesiąca i muszę wysłać raport do Nesrock. 
- Raport? - zapytał zaciekawiony.
- Tak. Każdy Tropiciel raz w miesiącu musi zdać raport, o tym co się wydarzyło, co uległo zmianie i spisać wszystkie swoje uwagi. Jako gildia Tropicieli mamy w niej przewodniczącego, który wyznacza nam tereny, zadania, jaki i to on jest w stałym kontakcie z królem. W naszym wypadku przewodniczącym jest sam król Nordel Okton, więc piszemy prosto do niego. 
- Rozumiem. - Przytaknął pogrążając się w zamyśleniu. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo już chwile później zadał kolejne pytanie: - W co mnie ubrać? - Neres zaśmiał się.
- Każdy tropiciel ma na wyposażeniu kilka rzeczy. Płaszcz, który jak zauważyłeś mam zawsze przy sobie, do tego skórzane naramienniki i napierśnik, które są wewnątrz wzmacniane stalą. to w kwestii ubioru. Miecz, który został Ci po ojcu, i który jak zauważyłem masz przy siodle, również jest wykonywany tylko dla nas. Jednak Twój miecz jest wykonany z gorszej jakości stali i musimy kupić Ci nowy. - przerwał na chwile i zerknął na Flo, którego twarz wyrażała cały ogrom radości i podniecenia, co znowu rozbawiło Neresa. - Co do łuku, to Kiren już się tym zajmuje, my jednak musimy kupić strzały, bo jak mawia Kiren, łuk bez strzały to tylko patyk ze sznurkiem. 
- Jak to się zajmuje? - zapytał Flo, wcinając się przyjacielowi między zdania. - On robi łuk? 
- Oczywiście - odparł. - Też się tego kiedyś nauczysz. Oczywiście zrobienie takiego łuku trwa dość długo, więc tymczasowo będziesz korzystał z łuku Kirena. A teraz dość tych pytań. Zakłócamy ciszę pięknego dnia. - dokończył, kończąc definitywnie rozmowę. 
Jechali tak już godzinę czasu, chłonąc piękne widoki z przewagą zielono błękitnych barw dnia. Jednak Flo dłużej już nie mógł wytrzymać i zdobył się na odwagę by znowu zaburzyć spokój Neresowi. 
- Neresie. Mogę zadać Ci pytanie? - powiedział ostrożnie. 
- Ciszy też Cię jeszcze trzeba nauczyć - skwitował. - No, ale jeśli już musisz, to pytaj.
  - Jest w tym raporcie coś szczególnego? - Neres zamyślił się na chwilę patrząc cały czas przed siebie. Flo zauważył teraz, że jego towarzysz jest cały czas skupiony na drodze. Nieprzerwanie odkąd wyruszyli wpatruje się w dal. 
- Tak. - Odparł po chwili i znowu się na chwile zadumał. - Wiesz co Cię zaatakowało w lesie? - To pytanie zaskoczyło chłopaka. 
- To był wielki wilk. Stanął przede mną na tylnych łapach i rzucił się z pazurami. - odparł próbując sobie przypomnieć ostatnie chwile przed utratą przytomności. Krótkie chwile , bo wszystko wydarzyło się bardzo szybko, w zaledwie kilka sekund. Gdy tylko usłyszał szelest obok siebie bestia była już gotowa ataku. Zdążył jedynie dobyć broni i cisnąć ją przed siebie. Nic więcej jednak nie mógł sobie przypomnieć. 
- To nie do końca był wielki wilk, tylko wilkołak. - odparł. Głowa Flo skierowała się od razu w stronę kompana. Nim jednak zdążył zadać pytanie Neres kontynuował. - Rzeczywiście z wyglądu przypominają dużego wilka, jednak od wilków różni ich to, że są mądrzejsze i potrafią stać na dwóch tylnych łapach. Dodatkowo ich przednie łapy są inaczej zbudowane niż tylne, ciężko to opisać jednak wyobraź sobie połączenie ręki człowieka i łapy wilka z wielkimi pazurami. - Ten opis wywołał u Flo dokładniejsze wspomnienia. Rzeczywiście wyglądał jakby trochę inaczej - stwierdził w myślach. 
- To znaczy, że tu grasują takie bestie? - zapytał nieco przerażony, na co Neres się uśmiechnął.
- Kiedyś to stwierdzenie byłoby bardziej trafne aniżeli dziś. - stwierdził. - Kiedyś były organizowane polowania, żeby je wybić i z czasem zaczęło być ich coraz mniej. Nie spotkano tu wilkołaka od pięciu lat do niedawna jak się okazało.
- A ten? On dalej żyje? - zapytał i nerwowo obejrzał się za siebie jakby coś tam było. 
- Nie. Podczas gdy Ty dochodziłeś do siebie ja udałem się, żeby go wytropić i zabić. 
- Udało Ci się? - zapytał. W jego głosie było teraz więcej ciekawości i podniecenia niż strachu, co po raz kolejny rozbawiło Neresa.
- Siodło ciągle gniecie mnie w tył, więc to chyba nie niebo. - zaśmiał się..." 

piątek, 2 marca 2018

Decyzja zapadła, czyli zacznijmy raz jeszcze

Jako, że Gorlan nie dawał mi przez całą noc spokoju i męczył mój umysł bezustannie, postanowiłem zmienić jednak jego imię. Myślę, że tak będzie oryginalniej, a moje sumienie pozostanie czyste :) W takim bądź razie, raz jeszcze przedstawiam tego samego bohatera, lecz tym razem ze zmienionym już imieniem - Neresa. Wziąłem pod uwagę również słowa "Made by BB" i tekst, który już się ukazał w poście "Poznajcie Gorlana" postanowiłem nieco rozbudować i dorzuciłem kilka linijek więcej.
Zapraszam do lektury i życzę Wam udanego dnia!



"...Siedział, wpatrzony w nocne niebo, ogrzewał się przy płomieniu, a jego umysł pochłonięty był w głębokiej zadumie. Najbliższe kilka metrów oświetlał jedynie płomień niewielkiego ogniska. Obok niego stał nieduży, blaszany kubek, z którego razem z parą w powietrze unosił się zapach świeżo zaparzonych ziół. Jego wzrok utkwił w gwiazdozbiorze Oriona, boga ciszy i spokoju. Spośród wszystkich Bogów, to właśnie Orion był mu najbliższy. Lubił zarówno cisze, jak i spokój, które choćby jak teraz dawały mu to, w czym mógłby pławić się przez resztę swojego życia. Dawały mu coś, dzięki czemu każdy dzień, nawet ten najgorszy mógł się wyciszyć, a On pozostawał sam na sam z życiem. 
Z zamyślenia wyrwał go widok spadającej gwiazdy, który jak nagły impuls wymusił na jego umyśle wypowiedzenie życzenia. Odkąd tylko sięgał pamięcią zawsze w takiej chwili wypowiadał szeptem prośbę do bogów zamykając przy tym oczy, jakby chciał zatrzymać ostatni widok, który miał przed oczami. Tak nauczyła go mama, gdy był jeszcze małym chłopcem. Wielokrotnie siedzieli wieczorami przed chatą i wpatrywali się w gwieździste niebo rozmawiając o jego ojcu, który zginął podczas największego najazdu Graulów, gdy on sam zaczynał dopiero stawiać pierwsze kroki, czyli jakieś trzydzieści lat temu. Niestety w pamięci nie utkwiło mu nic z ojcem związanego. Pozostały mu jedynie opowieści matki i zasłyszane historie od mieszkańców osady, którzy zawsze mówili o nim dobre słowa. Nie usłyszał nigdy niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że jego ojciec był złym człowiekiem. Wyobrażenie jakie powstawało przez lata w jego głowie odwzorowało się w rzeczywistości, gdy po stracie matki, w wieku dwunastu lat pod swoje skrzydła przygarnął go  tajemniczy, ubrany w czarny płaszcz człowiek, który wedle tego co mówił, był bratem jego rodzicielki i tym samym jego wujem - jedyną rodziną jaka mu pozostała. 
Od tamtego czasu jego życie diametralnie się zmieniło. Świat w którym żył jego wuj Kiren owiany był nieustępującą tajemnicą, spokojem i precyzją we wszystkich aspektach życia. Każdy dzień, choć wydawał się być taki sam jak poprzedni, był inny. Z każdym dniem uczył się czegoś nowego i z każdą chwilą, w siłę rosły jego umiejętności, które szlifował codziennymi treningami pod czujnym okiem wuja. 
Wspomnienia młodych lat zawsze niosły ze sobą pewną nostalgię, w która mimo wszystko lubił popadać. Dziesiątki, jak nie setki tysięcy wystrzelonych strzał, setki korekt zanim doszedł do perfekcji, tysiące przebiegniętych kilometrów dookoła polany, na której mieszkał jego wuj, godziny spędzone w ciszy w lesie, gdy ukrywał się przed szukającym go Kirenem, pierwsze spotkanie z królem, pierwsze samodzielne zadanie... Ponad wszystko jednak najmilej wspominał wieczory na werandzie, gdzie odpoczywał po pracowitym dniu sącząc gęste, mętne piwo wraz ze swoim mistrzem, który opowiadał najróżniejsze historie, które sam przeżył, lub zasłyszał gdzieś w odległych zakątkach kraju. Pochłonięty myślami wracał do czasów kiedy wszystko było nowe i pełne emocji. Czyli tego, czego zaczynało mu już brakować od jakiegoś czasu. Życie tropiciela często było po prostu nudne. Codzienne patrole, te same twarze, które spoglądały na niego z niejakim niepokojem, czy długie, żmudne wyprawy po Łotrów, którzy na widok tropiciela w większości wypadków nawet nie stawiali oporów przy zatrzymaniu. Zdarzały się jednak czasami misje, które zakrawały o przygodę, bądź były prawdziwym wyzwaniem. Takie właśnie pomagały rozłożyć mu skrzydła i dać się nieść historii pisanej nieznanym.
Tym razem jednak kolejne nudne dni wpisywały się w jego przeszłość bez najmniejszego uczucia. Mimo, że miał towarzystwo w postaci zbira, którego prowadził przed sąd, to jedna z zasad tropicieli mówiła o tym, żeby nie wdawać się w dyskusje z przedmiotami sprawy. Mogło to wywołać niepotrzebne emocje, czy też w najgorszym wypadku dać się oczarować i pozwolić przejąć kontrolę nad sobą za sprawką jakiejś czarnej, niewybrednej magii.  
Sięgnął po kubek z lekka już ostudzonym naparem i upił dużego łyka, który rozgrzał go od środka. Kolejna przyjemność z jakiej nie potrafiłby zrezygnować. Ciepły napój przed snem działał na niego jak środek nasenny..."

czwartek, 1 marca 2018

Sprostowanie


Witajcie ponownie. Mam nadzieję, że pierwszy bohater przypadł Wam do gustu ;) Jak zwrócił mi uwagę w komentarzu jeden z czytelników na temat imienia Gorlan, postanowiłem to sprawdzić i dzięki temu wiem, skąd w mojej głowie wziął się ten pomysł. Jak się okazuje, Gorlan jest jednym z lenn w serii "Zwiadowcy" Flanagana. Co lepsze (bądź gorsze) pierwsza część nosi tytuł "Ruiny Gorlanu". Niestety nie skojarzyłem tego faktu wcześniej. Co do zmiany imienia jeszcze się nad tym zastanowię, choć na ten moment jestem bardziej skłonny co do tego, żeby je zmienić. Jeśli tylko podejmę decyzję, od razu się tym z Wami podzielę. Śmiało możecie natomiast wyrazić swoją opinie na ten temat w komentarzu. Kolejny wpis, który zdradzi coś więcej na temat książki, zamieszczę jeszcze dziś wieczorem, bądź jutro. 

Dobrego dnia!

środa, 28 lutego 2018

Poznajcie Gorlana

Cześć i czołem! Jako, że obietnice trzeba spełniać, dzisiaj powiem wam coś więcej na temat Tropiciela. Zacznę od tego, że pomysł powstał na kilka tygodni po zakończeniu historii Blitza, o której pisałem we wcześniejszym poście. Będzie to historia pewnego chłopaka imieniem Flojd, który po stracie rodziców staje się jednym z członków Gildii Tropicieli. Pod swoje skrzydła przyjmie go Gorlan - Tropiciel, który pod swoją opieką ma północną osadę Naradel. Mistrz Gorlana - Kiren, który mieszka razem z nim, jest natomiast starym przyjacielem i towarzyszem broni, ojca Flojda - Trona. W taki z lekka zakręcony sposób chłopak zacznie szkolić się na jednego z najlepszych wojowników w królestwie Gandii.

Pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie jeśli przedstawię wam każda z tych postaci z osobna krótkimi fragmentami tekstu jaki powstał do tej pory. Dzięki temu poznacie styl, w którym pisze jak i bohaterów opowieści. Nie przedłużając, zostawiam was z Gorlanem, a ja życzę miłej lektury.




"...Jego ojciec zginął podczas największego najazdu Graulów na wyspę, gdy on sam zaczynał dopiero stawiać pierwsze kroki, czyli jakieś trzydzieści lat temu. Niestety w pamięci nie utkwiło mu nic związanego z ojcem. Pozostały mu jedynie opowieści matki i zasłyszane historie od mieszkańców osady, którzy zawsze mówili o nim dobre słowa. Nie usłyszał nigdy niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że jego ojciec był złym człowiekiem. Wyobrażenie jakie powstawało przez lata w jego głowie odwzorowało się w rzeczywistości, gdy po stracie matki, w wieku dwunastu lat pod swoje skrzydła przygarnął go tajemniczy, ubrany w czarny płaszcz człowiek, który wedle tego co mówił, był bratem jego rodzicielki i tym samym jego wujem - jedyną rodziną jaka mu pozostała. 
Od tamtego czasu jego życie diametralnie się zmieniło. Świat w którym żył jego wuj Kiren, owiany był nieustępującą tajemnicą, spokojem i precyzją we wszystkich aspektach życia. Każdy dzień, choć wydawał się być taki sam jak poprzedni, był inny. Z każdym dniem uczył się czegoś nowego i z każdą chwilą, w siłę rosły jego umiejętności, które szlifował codziennymi treningami pod czujnym okiem wuja. 
Wspomnienia młodych lat zawsze niosły ze sobą pewną nostalgię, w która mimo wszystko lubił popadać. Pochłonięty myślami wracał do czasów kiedy wszystko było nowe i pełne emocji. Czyli tego, czego zaczynało mu już brakować od jakiegoś czasu. Życie tropiciela często było po prostu nudne. Codzienne patrole, te same twarze, które spoglądały na niego z niejakim niepokojem, czy długie, żmudne wyprawy po łotrów, którzy na widok tropiciela w większości wypadków nawet nie stawiali oporów przy zatrzymaniu. Zdarzały się jednak czasami misje, które zakrawały o przygodę, bądź były prawdziwym wyzwaniem. Takie właśnie pomagały rozłożyć mu skrzydła i dać się nieść historii pisanej nieznanym..."

To tak dla mnie ;)

W życiu każdego człowieka stąpającego po tym jakże brudnym i zafajdanym zdradą świecie pełnym fałszu i zazdrości przychodzi taki moment, w...